Jak zapewne niektorzy z Was pamietaja, na poczatku ubieglego roku wybralismy sie obejrzec
wieze Gaussa i okolice w zimowej szacie. Jak zimy nie lubie, tak krajobrazy mnie wtedy mocno zachwycily. W niedziele calkiem spontanicznie postanowilismy pojechac tam znowu, by tym razem ogladac wszystko w wiosennej szacie. Poranek nie zwiastowal wcale odpowiedniej pogody, bylo zimno i padal deszcz, wiec wzielam sie do roboty. A robota to instalowanie wszystkiego ze starego telefonu na nowy. Ten nowy dostalam w pakiecie z takim cwanym urzadzeniem, co to je wystarczy wetknac naraz do obydwu i przesyl danych sam sie dokonuje. Trwa to jakis czas, ale na pewno znacznie krocej, niz gdybym miala na piechote instalowac apki jedna po drugiej. Potem jeszcze musialam wszedzie na nowo sie zalogowac, co tez nie bylo proste, bo pamiec jest zawodna, a od pewnego wieku jeszcze zawodniejsza, wiec zawsze sa jakies jaja, bo nie pamietam, jakiej ksywki gdzie uzywam, ze nie wspomne o haslach, ale jakos dalam rade. Mam tez nowa taryfe po starej cenie i na Polske mam do wykorzystanie... UWAGA... 15 giga! Ha! Bede mogla przestac wciaz wylaczac przesyl danych. Szalenstwo, co nie? W porownaniu z jednym gigusiem, jaki mialam do tej pory...
Tymczasem, kiedy tak tkwilam z glowa w telefonach, pogoda znienacka sie poprawila, wiec przerwalam to denerwujace zajecie i zapowiedzialam wymarsz. Wieza niestety nadal zamknieta na trzy spusty i nie ma mozliwosci poogladac sobie panoramy z jej szczytu.
 |
Las odczuwalnie wiosennieje |
 |
Widok ten sam, ale mniej bieli, a wiecej zieleni |
 |
Slynna laweczka z poprzedniego pobytu na platformie widokowej |
 |
Wiadomokto z niej najwiecej korzystal |
 |
Panorama zrobiona nowym smarkfonem (mozna, a nawet warto, powiekszyc kliknieciem) |
Las budzi sie intensywnie do zycia, pachnie zupelnie inaczej niz wtedy, rozbrzmiewa tysiacem ptasich koncertow, mniejsze i wieksze bzykadelka wylegly kto zyw na swieze powietrze. No calkiem inne okolicznosci przyrody niz ta zimowa cisza.
Tym razem jednak nie poszlismy znana nam wczesniej droga, a wlasciwie zaczelismy nia isc, ale zaciekawilo nas, co tez dzieje sie i jak wyglada tam w dolinie, w wyrobisku pokopalnianym, zwlaszcza, ze szyld zapowiadal "sciezke geologiczna". Warto bylo!
 |
Ta przesieka na zboczu sluzy zima saneczkarzom do zjezdzania na pazurki |
 |
Latem juz nic nie bedzie mozna zobaczyc, wszystko zarasta roslinnosc |
 |
Piekne urwiska |
 |
Wyraznie widac coraz glebsze warstwy wydobywcze |
 |
Typowe zastygle "filary" bazaltowe |
 |
Stare wagoniki-wywrotki do wywozenia urobku |
 |
Wspinamy sie na pierwsze pietro wyrobiska |
 |
Tu tez cale sciany bazaltowych kolumienek |
 |
Stamtad przyszlismy, troche tu wysoko, a do naszej powrotnej sciezki jeszcze kilka metrow w gore |
 |
Drzewka zawsze znajda sobie miejsce do zakotwiczenia, nawet w kamieniu |
 |
Trawy i mchy tez nie proznuja |
W koncu mozolnie wdrapalismy sie na sama gore i znalezlismy na sciezce okalajacej wokol wyrobisko i prowadzacej wprost na parking, gdzie zostawilismy samochod.
 |
Ten motyw juz widzieliscie, w odslonie zimowej |
 |
Mech malowniczo pokrywa kamienie i drzewa |
 |
A w lesie cale dywany zawilcow (chyba prawidlowo rozpoznalam?) |
 |
Tym razem otwarte i tetniace zyciem (chyba) schronisko turystyczne |
I to by bylo na tyle. Po powrocie slubny z Toyka przycieli komara, a ja dalej katowalam telefony.